Gość: KenLee
Mamlitowy JMT od dwoch lat w enduraku i spisuje sie bardzo dobrze. Niewielka utrata pradu przy dlugich przerwach pomiedzy jazdami, wystarczajaca moc do bezproblemowego odpalania. Przy tym dramatyczna oszczednosc masy: 0,4 kg zamiast 1,5 kg oryginalnego kwasowego AGM-a. Posiada wbudowany tester z trzema diodami. Mialem tez taki akumulator w szosowym turystyku, ale poprzedni wlasciciel dobral zbyt slaby model, i potrafil zrestartowac zegarek przy odpalaniu, a zimą w niskich temperaturach i przy dzialajacych grzanych manetkach zaczal miec problemy z kreceniem rozrusznikiem, dlatego zastapilem go zwyklym AGM-em, choc podejrzewam, ze pojemniejszy model prawdopodobnie nie sprawialby klopotow. Niestety w przypadku duzego modelu cena byla zaporowa, a zysk z niskiej masy znacznie mniej istotny niz w enduraku.
Dla ludzi przesiadajacych sie pierwszy raz na litowo-jonowe baterie dodatkowym kosztem jest koniecznosc zakupu specjalnej ladowarki.
Update do mojej pierwotnej opinii- po kolejnych dwoch latach aku w enduraku nadal sprawuje sie bez zarzutu. To sprawilo ze od roku mam takie tez w szosowce. Cena 2x wyzsza niz AGM ale prad rozruchowy tez 2x wyzszy a masa znacznie nizsza. Czuc roznice przy odpalaniu- na AGM krecil z lekkim ociaganiem, a na Li-Ion nawet na zimno pali momentalnie. Jedyne co istotne, to brac najwyzszy dedykowany model (dla FJR byly w katalogu JMT dwa, a wczesniej nawet trzy, znacznie rozniace sie parametrami i cena. Oszczednosc w tym przypadku nie poplaca.