Gość: Felix
Miałem V11 Sport. Sprzedałem i żałuję. Najlepszy motocykl jaki w życiu miałem. A miałem sporo... Nie ma co porównywać do japońskich kserokopiarek które przy przebiegu 20 tyś. się rozsypują. Dla dużego Guzzi 100tyś km to rozgrzewka. Mówią, że mają głośne skrzynie - nie prawda - jak wymieniałem olej co roku w skrzyni, kardanie i silniku i skrzynia była cicha. Nic się z motocyklem nie działo. Wiadomo - sprawy eksploatacyjne po jakimś czasie uszczelniacz w kardanie, uszczelniacze lag popuściły, oprócz tego żadnych wycieków. Problem miałem z licznikiem - nagle przestał działać, ale w pierwszych wersjach był wadliwy ślimak przy skrzyni biegów - wymieniłem na nowy i po problemie. Jedynie co mnie wkurzało, to fabryczne kierunkowskazy - wystarczyło lekko zahaczyć i się łamały. Zmieniłem na takie z giętką stopką akcesoryjne od Buella, no i dymione. Motor zyskał lepszy wygląd i problem z łamaniem zniknął. Mocy nigdy nie brakowało, jedynie motor z czasem stał się dla mnie za ciężki...
Z całym szacunkiem do kolegi mam drugiego japończyka w życiu, najpierw 900 ccm, teraz 1300, i poza wymianą oleju, płynów i raz klocków hamulcowych nic nie robię - jak na razie serwis w autoryzowanym ASO tylko na tym polega. A tu kolega pisze jak to w maszynach innych producentów - zrobiłem to, tamto, coś działa nie do końca lub nie działa itd. ale mój sprzęt jest super - bo mój. Rozumiem, miłość do motocykli może być ślepa ale ja ślepy nie jestem i nie ma co narzekać na japończyki - jak to się mówi o gustach się nie dyskutuje. Z tego co już motocyklami się interesuję hobbystycznie od początku lat 90' to włoskie maszyny raczej są trochę ładne i jako tako wyglądają i ode mnie byłoby tyle. Pozdrawiam, myślę, że nie obraziłem kolegi - bo takiego zamiaru nie miałem, ale też mam prośbę aby wyborów innych nie krytykować, tym bardziej jak ktoś może nie jeździł, nie miał, albo kupi motor po np. "dzwonie" albo "igłę", która zrobiła ze 150.000 km z przekręconym licznikiem na 20.000 km, to niech nie pisze głupot i nie marudzi, że to "padaka".